Franciszek Wiłkomirski
województwo: mazowieckie,
schorzenie: serce jednokomorowe, zespół Aspergera
Nazywam się Franek. Urodziłem się z bardzo skomplikowaną wadą: serce jednokomorowe z atrezją pnia płucnego. Nie mogę tego pamiętać, ale z opowiadań wiem, że zaraz po urodzeniu podłączono mnie do aparatury podtrzymującej życie. Jako maluszek, który dopiero przyszedł na świat miałem dwie operacje kardiochirurgiczne. Pierwszą w trzeciej, drugą w dziesiątej dobie życia. Niestety podczas tych operacji został uszkodzony nerw przeponowy, w wyniku czego konieczna była następna operacja. Mój stan był określany jako krytyczny. Dwukrotnie przeszedłem śmierć kliniczną. Wyszedłem z sepsy. Miałem operację w jamie brzusznej, bo podczas zakładania gastrostomii przebito mi jelito cienkie. Lekarze walczyli, żebym sam oddychał i kiedy już stracili nadzieję sam wyciągnąłem rurkę intubacyjną i zacząłem oddychać. Miałem trzy miesiące. Tyle czasu rodzice czekali na cud. Wtedy narodziłem się dla nich ponownie. Po raz pierwszy poczułem, jak mama mnie przytula.
Nie czułem się zbyt dobrze, widziałem też, że rodzice się niepokoją. Oni już wiedzieli, że będą mi potrzebne kolejne operacje serduszka, które będą się wiązały z wyjazdem do Niemiec. Zabieg wykonano w ostatniej chwili. Poczułem się silniejszy. Podczas kolejnej operacji uszkodzono mi nerw krtaniowy, w efekcie czego doznałem porażenia strun głosowych. Wtedy założono mi rurkę tracheostomijną, z którą żyję do dziś. Jak byłem w drugiej klasie trudno mi było zrozumieć fakt rurki w szyi i niesprawiedliwość świata. Specjaliści długo mówili, że moje problemy społeczne, brak przyjaciół, lęk przed ludźmi oraz trudności w przyjmowaniu zmian są związane z traumami, jakie przeszedłem we wczesnym dzieciństwie. Aż w końcu został u mnie zdiagnozowany zespół Aspergera. Od tego momentu mogłem zacząć profesjonalną terapię, a bliscy zaczęli zaczęli uczyć się mnie na nowo. Dużo sił dodawała mi rodzina, która zawsze była ze mną, w każdej trudnej sytuacji, w każdej chwili smutku. Chodziłem i chodzę na ogólnie pojętą rehabilitację, bo narkozy i momenty niedotlenienie mózgu zostawiły ślad w moim organizmie. Gdy rozpoczynałem swoją przygodę ze szkołą zacząłem źle widzieć na prawe oko. Rodzice bardzo się zmartwili i zabrali mnie do lekarza. Okazało się, że niedowidzę. Dlatego rehabilitacja musi skupiać się także na nauce kontroli ręka–oko, a dla początkującego ucznia było to bardzo ważne. Codziennie ćwiczę nad poprawą równowagi, motoryki małej, zwiększeniem napięcia mięśniowego oraz koncentracji.
Chodzę do liceum, uczę się dobrze, rozwijam swoje pasje, dużo czytam - zarówno o świecie (zmianach geopolitycznych) jak i o literaturze i sztuce. Chciałbym podróżować i w końcu obejrzeć te wszystkie wspaniałe miejsca, o których czytam, a także przejechać się metrem w Singapurze i Nowym Jorku. Doskonale znam modele składów, które jeżdżą nie tylko w Warszawie, ale dosłownie (!) na całym świecie.
Czuje się "inny" w swojej grupie wiekowej. Dostrzegam różnice i bywają dni, że czuję się gorszy. Ale dzięki najbliższym wiem, że taki nie jestem. Chciałbym pływać, ale ponieważ mam rurkę – nigdy nie mogłem tego spróbować. Nie lubię rurki w szyi, ale wiem też, że oddychanie bez niej jest niemożliwe. Każdego dnia walczę ze swoimi słabościami. Tej walki nauczył mnie mój Tata - utytułowany judoka, który walczył dla mnie na olimpiadzie. Staram się bardzo i sumiennie pracuje w domu oraz szkole. Ale gdyby nie pamięć i życzliwość innych ludzi, nie stać by nas było na moją kompleksową rehabilitację. Z całego serca proszę wszystkich tych, którzy mogą i chcą mi pomóc, aby zapewnić ciągłość tak bardzo potrzebnej mi terapii. Mama mówi, że w domu stoję na straży wiary i nadziei. Wiara daje mi siłę. Wy też możecie mi jej dodać.